Jest już nowa rekomendacja S - czy spadnie nasza zdolność kredytowa?
Wzięcie kredytu jest jak wejście do rzeki pełnej krokodyli. Nigdy nie wiadomo, który i kiedy nas zaatakuje. Wielu z nas musi jednak zaryzykować. Zawsze możemy mieć nadzieję, że dopłyniemy do końca i, że przygoda ta zakończy się szczęśliwie, tak jak dla niemieckich turystów, których uratowano kilka dni temu w Australii (ich samochód utknął, kiedy próbowali przejechać przez pełną krokodyli rzekę Magela). A jak będzie nam się dalej płynęło po naszej „rzece”? Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała właśnie nowelizację rekomendacji S. Zobacz, co to oznacza dla nas - kredytobiorców.
Rekomendacja S ma ograniczyć dostępność kredytów hipotecznych rozliczanych w walucie. W rekomendacji znalazło się 21 punktów mówiących m.in. o zarządzaniu ryzykiem przy kredytach hipotecznych. W rekomendacji zabrakło jednak zapisu, o którym przed publikacją mówiło się najgłośniej: o wprowadzeniu 50% limitu udziału kredytów walutowych w portfelu kredytowym banku.
Punkt ten mógł przewrócić do góry nogami strategię banków specjalizujących się w kredytach walutowych, które z dnia na dzień musiałyby przestawić się na kredyty złotowe. Skończyło się jednak na strachu i wg nowej rekomendacji S banki mają takie limity ustalać we własnym zakresie, uwzględniając odpowiednią dywersyfikację portfela oraz zgodność z polityką banku.
Komisja zostawiła sobie jednak furtkę bezpieczeństwa, bo wymaga, by limity owe spełniały kryteria odpowiedniej uchwały KNF w sprawie zarządzania ryzykiem.
W rekomendacji nie brakuje wskazówek dotyczących zarządzania ryzykiem. Mówią one o tym, że każdy bank powinien przygotować i przyjąć politykę zarządzania nim i jej przestrzegać. Co więcej, banki powinny monitorować ekspozycje kredytowe i posiadać bazy danych i narzędzie pozwalające na ocenę ryzyka z nimi związanego. Komisja zwraca też uwagę na analizowanie rynku nieruchomości przez banki i wycenianie tych będących zabezpieczeniem kredytu, aby ocenić możliwość wykorzystania ich do dochodzenia swoich roszczeń. Dodatkowo KNF wymaga od banków, by istniał rozdział w: sprzedaży kredytów, analizą wniosków kredytowych i monitorowaniem ekspozycji kredytowej.
Co to oznacza dla klientów?
Z naszego punktu widzenia, czyli klienta, najważniejsza wydaje się być rekomendacja nr 11, która zawiera dwa kluczowe zapisy dotyczące kredytów walutowych. Mówi ona przede wszystkim o tym, że licząc zdolność kredytową klienta bank powinien zakładać, że kredyt jest zaciągany maksymalnie na 25 lat. W porównaniu do popularnego kredytu na 30 lat oznacza to spadek naszej zdolności kredytowej o około 10%.
Druga istotna wskazówka z rekomendacji 11 dotyczy relacji wysokości raty do przychodów (wskaźnik DTI - ang: debt-to-income ratio). Rekomendacja T mówi, iż łączna suma spłacanych co miesiąc rat kredytów nie powinna przekraczać 50% dochodów w przypadku osób zarabiających nie więcej niż średnia krajowa i maksymalnie 65% dochodów w przypadku osób o dochodach powyżej średniej (bez względu na walutę kredytu).
Nowa rekomendacja S w przypadku kredytów walutowych zmniejsza ten limit do 42%. Jednak już z pierwszej rekomendacji S wynika, że aby otrzymać kredyt walutowy trzeba mieć zdolność kredytową taką jak przy kredycie w złotych na kwotę wyższą o 20% od żądanej w walucie.
Przykład
W połączeniu z rekomendacją T oznacza to, że osoba zarabiająca 4 tys. zł netto uzyska (zakładając średnie rynkowe marże 1,6 pkt proc. dla złotego i 2,5 pkt proc. dla euro) kredyt walutowy w kwocie 374 tys. zł lub złotowy na kwotę 449 tys. zł. Po uwzględnieniu 42% limitu wydatków dla kredytu walutowego zdolność kredytowa w euro spada do ok. 354 tys., o ponad 5%. Gdy przy 42% ograniczeniu wydatków uwzględnić jeszcze 25-letni okres spłaty kredytu, zdolność kredytowa zainteresowanej kredytem w euro osoby zarabiającej 4 tys. zł netto spadłaby o 15%, do ok. 318 tys. zł.
Czego możemy się spodziewać?
Część zapisów wchodzi w życie za pół roku, na wdrożenie tych najważniejszych (m.in. kluczowa rekomendacja 11 o liczeniu zdolności kredytowej jak dla kredytu na 25 lat i 42% limicie DTI) banki mają czas do końca roku. Za 6 miesięcy będą musiały przeprowadzać testy skrajnych warunków rynkowych zakładając spadek kursu złotego o 30% i wzrost stóp procentowych o 400 pkt bazowych, nie są to jednak nowości, zapisy te znamy z rekomendacji T, w nowej rekomendacji S zostały po prostu powtórzone. Dodano, że testy te powinny być przeprowadzane co najmniej raz w roku (a "w razie zaistnienia istotnych zmian warunków rynkowych" częściej).
Nie zabraknie pracy dla analityków, prawników i rzeczoznawców: banki powinny przygotować szereg procedur dotyczących m.in. monitorowania aktualnego stanu zadłużenia, czy LtV kredytobiorców.
Niewykluczone, że banki - stosując się do nowej rekomendacji - zaczną wymagać od klientów dodatkowych zabezpieczeń do kredytów walutowych (szczególnie tych we franku) zaciąganych w 2006 czy 2007 r. Dziś wiele z nich ma LtV dużo wyższe niż 100%, czasami przekraczające nawet 150%. Rekomendacja 20 wyraźnie mówi o tym, że bank powinien przygotować się na sytuację zbyt wysokiego LtV i w razie czego może zażądać dodatkowego zabezpieczenia kredytu, renegocjacji warunków umowy lub utworzenia dodatkowych rezerw/odpisów. Z tych punktów tylko ten ostatni nie pogarsza sytuacji kredytobiorcy. Większość polskiej gospodarstw domowych posiadających kredyty we franku szwajcarskim mogłaby nie poradzić sobie z zapewnieniem dodatkowego zabezpieczenia, a ewentualne ubezpieczenia mogłyby mocno nadwątplić ich budżety.
Jaki jest wniosek?
Z punktu widzenia potencjalnych kredytobiorców nowa rekomendacja S w niektórych przypadkach ograniczy zdolność kredytową (maksymalnie o 15%). Zaszkodzić może natomiast osobom posiadającym kredyty sprzed kilku lat, zaciągnięte gdy frank był tani. Wszystko jednak zależy od tego, jak banki zinterpretują zapisy o potrzebie monitorowania aktualnego LtV klientów i jak zareagują na (zapowiadające się zatrważająco) otrzymane z tych kalkulacji statystyki.
Oprac. na podst. komentarz Marcina Krasonia, Open Finance
|